sobota, 9 listopada 2013

Pasztetożercy. Odcinek czwarty.

Uwielbiam szpinak i jak już we wcześniejszym poście pokazałam potrafię użyć go w każdym daniu. Tym razem też będzie o szpinaku. Ale nie będzie on odosobniony, bo w parze z łososiem. W formie pasztetu.

I historia się powtarza. Pewnego pięknego dnia siedziałam sobie i myślałam, że chętnie zjadłabym właśnie taki pasztet. Znowu do pomocy przyszedł Google. Wyszukałam, przejrzałam przepisy i wybrałam ten, na którym będę się wzorować [PRZEPIS]. Ale jak to ja - przerobiłam go pod siebie. A poniżej cóż z tego wyszło :)

Pasztet szpinakowo-łososiowy.




Składniki: 

300 g świeżego łososia norweskiego
400 g świeżego szpinaku
2 duże jajka
100 ml śmietanki 18%
orzechy włoskie
czosnek
łyżeczka soku z cytryny
0,5  łyżeczki mielonej kozieradki
0,5 łyżeczki mielonej słodkiej papryki
0,5 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
świeży tymianek
siemię lniane
oliwa
pieprz, sól


Przygotowanie:


Część łososia (według przepisu znalezionego jest to 100-130g, ale ja jak zwykle zrobiłam to na oko ;)) pokroić w kostkę, a resztę przepuścić przez maszynkę do mięsa - razem z czosnkiem - też niech się przemieli. Do przemielonego łososia (korzystałam z wielkiej, całej ryby, więc ciężko w sumie mi powiedzieć ile tego łososia udało mi się od ości oderwać;)) dorzucamy jajka*, sok z cytryny, sól, pieprz, paprykę i gałkę muszkatołową. Do tego dodajemy rozmrożony, przecedzony szpinak (wyciskamy szpinak z wody na ile się da! by był jak najbardziej suchy).

[* Co do jajek - można zrobić taki myk, że dodajemy najpierw żółtka, a białka miksujemy na sztywno i dodajemy je na samiutkim końcu. Przy niektórych pasztetach tak zrobiłam - były bardziej takie puszyste. Tutaj mi się nie chciało :P]

Następnie dodajemy śmietankę i wszystko ładnie pięknie razem mieszamy na miłą, jednolitą masę. Dopiero do tego dodajemy kawałki (niezmielone) łososia oraz posiekane orzechy włoskie (myślę, że można pokombinować też z innymi, ale ja bardzo lubię włoskie ;) - tak myślę, że suszona żurawinka też dałaby radę). Wszystko wymieszać.



Teraz próbujemy czy pasztet jest doprawiony - ja to robię od razu - w sensie na surowo, ale jeśli się boicie surowej ryby to wg przepisu z Google - "Na małej patelni rozgrzać odrobinę oliwy i podsmażyć na niej 1-2 łyżki pasztetu. Spróbować czy jest dobrze doprawiony (jeśli nie, będzie niesmaczny). Najlepiej ostudzić podsmażoną porcję i skosztować na zimno, gdyż wtedy sól jest mocniej wyczuwalna i można sprawdzić, czy masa na pewno wymaga dosolenia.". Ja tego nie robię - próbuję surowego pasztetu. 





Następnie pasztet przekładamy do podłużnej formy wysmarowanej oliwą i wysypanej siemieniem lnianym (można wysypać teżpłatkami owsianymi/orkiszowymi/żytnimi :)). Piec w piekarniku w 180°C przez godzinę :) 




Bon Appetit! 




C.D.N.

Podpowiedź odcinka trzeciego: Purpura będzie to czy czerwień?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz