Zdecydowanie lubię się zaskakiwać.
Na maraton we Wrocławiu zapisałam się od razu po Krakowie - w
poniedziałek, bodajże dzień po. Korona Maratonów rozpoczęta, więc nie było co się dłużej zastanawiać. Kraków dodał mi skrzydeł i narobił zdecydowanie smaku na więcej, lepiej, szybciej. Ale to był kwiecień - do września kupa czasu. Jakoś się nie przejęłam znowu treningiem. Od Krakowa zaczęło mi się bardzo przyjemnie biegać tak po prostu - jak organizm chciał (a chciał dużo) i jak mógł. I pojawiła się cała masa różnych zawodów. Tak jak do tej pory biegałam w zawodach naprawdę mało, tak teraz pojawiła się ich cała masa.
5 km |
11 km |
11 km |
Noc minęła przyjemnie. Tym razem nie na wspólnej sali i nie z chrapiącymi dookoła ludźmi. Wyspałam się zdecydowanie. Pierwsze po pobudce? Rzut oka przez okno - na pogodę. Słońce, niedużo chmur. Idealnie. W zapowiedziach miał być deszcz - i to nie taka sobie mżawka jak w Krakowie, ale porządniejszy. Liczyłam, że jednak prognozy się nie sprawdzą. Zatem - strój z serii: pełen lans - przygotowany, śniadanie zjedzone (tradycyjnie buła z kremem czekoladowym i kakao), można ruszać na start. Maja na rowerze z niezbędnikiem w plecaku obok.
Na Starcie spotkanie z kolegą z Poznania, który jednym tekstem ściągnął w naszą okolicę ekipę TVN24. I tym sposobem załapałam się na wypowiedź do telewizji ;) [wypowiedź] W sumie plan wykonany - miał być lans? Był! Od razu na początku ;) Z racji tego, że nikomu nie "Jaki czas planuję?" odpowiedziałam - poprawienie życiówki, czyli 3h 48. Chociaż w głowie miałam 3h 40. Dotarł do mnie kolega z Malborka. Nie pamiętam jaki był plan początkowy - czy biegniemy razem, czy nie. Początek chciałam przetrzymać z balonikami na 3h45, a później wyprzedzić i powoli się oddalać. Tak też zrobiłam. Przez te 5 km biegłam sama. Sama - w sensie nie z kolegą.
mówiłam na co się kodowałam, tak też ekipie na pytanie:
Po 5 km go dogoniłam i jakoś tak poszło, że do samego końca dotrwaliśmy razem. Tak jak nigdy nie lubiłam z kimś biegać, tak tym razem biegło się naprawdę dobrze. W okolicach chyba 9 km zaczęło padać. Dosyć mocno nawet. Zapadało mi okulary - musiałam je zdjąć i przetrzeć i tym sposobem je połamałam. Całe szczęścia siostra na rowerze obok, więc można jej okulary było oddać. Ale deszcz za miły nie był. Ciężko się biegnie, gdy człowiek cały mokry. Po 18 km padać przestało - tylko jakieś takie mżawko-coś siąpiło z nieba. Tuż przed 21 km ucięliśmy sobie pogawędkę z biegnącymi ludźmi obok. Jeden z nich oznajmił, że pamięta mnie z Krakowa, bo za mną biegł :D Miłe :) W ogóle po drodze troszkę sobie pogadaliśmy. Bardziej kolega niż ja, bo ja nie umiem oddychać i gubię oddech, więc słuchałam. I kolegi i muzyki. Taka mieszanka. Ale ogólnie biegło się super. Po 21 km dobiegający do nas pan spytał: "Na ile biegniecie? Jakim tempem?". Gdy usłyszał odpowiedź: "Na tyle ile organizm pozwala" (oboje biegliśmy bez zegarków) to naprawdę się zdziwił.
się' na ani jednym odcinku. Wiadomo, że organizm zmęczony, wiadomo, że wyczerpująca i długa trasa, ale naprawdę miła. Jedyne co nie do końca się powiodło i zafunkcjonowało to rower siostry - gdzieś na trasie mi zniknęła i dopiero na mecie okazało się czemu - przebita dętka. Miała dzięki temu całą masę przygód, bo z okolicy ok 20 km musiała dostać się na metę. Udało jej się to całe szczęście :)
Podsumowując - co do samego maratonu - do tej pory najlepszy jaki biegłam. Fajna organizacja, miły pakiet startowy, super trasa (ładna, płaska, szybka :)), no i fantastyczne miasto - POLECAM! :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz