poniedziałek, 2 grudnia 2013

400 km asfaltu. Część druga.

Wyzwanie główne: 400 km
Wyzwanie dodatkowe: 30 dni (w) biegu
Średnie tempo: Poniżej 6:00 min/km.
Czas na realizację: 1.11.2013 - 30.11.2013


Listopada dni kolejne... Ciąg dalszy wyzwania. 15-sty skończył się obroną doktoratu i imprezą. Pod koniec 15.11 nabiegane 224 km. 24 km zapasu, więc dobry prognostyk na drugą część miesiąca. W planach - luźniejszy ostatni tydzień, zwłaszcza parę dni przed 30.11, by na GP Z Biegiem Natury mięśnie odpoczęły. Zatem jak najwięcej należy zrobić przed ostatnim tygodniem. Taki plan pojawił się 16.11. A co z tego wyszło? Relacja poniżej.

16.11.2013 Po imprezie. Godz. 19:00. Ponad 15 km tempem 5:35. Zdecydowanie lepiej z mięśniami dziś. Dłuższy odpoczynek dobrze zrobił. Nie biegło się ciężko. Pogoda fajna. Super dotlenienie (zwłaszcza, że po dość hucznej zabawie) :)

17.11.2013 Niedziela. Bieg z towarzystwem. Wpierw dobieg nad Rusałkę, potem szukanie towarzysza, bo jakoś postanowił znaleźć się w innym niż umówione miejsce ;) Zatem ok 6 km dobiegu i potem 12 biegu właściwego - w towarzystwie jakoś mniej zwraca się uwagę na lecące kilometry. Rozmowa umiliła w sumie jakieś 7-8 km i potem już tylko powrót do domu. Bardzo przyjemne bieganie.

18.11.2013 Dobieg na Cytadelę, 5 km tempem 5:00 i powrót do domu. W sumie 18 km. Z nową zabaweczką :) Garminkiem (Garmin Forerunner 210 HR Multicolour). Nie wiem jak można biegać z tym pasem, bo z tym sobie jeszcze nie radzę - przeszkadza cały czas.

19.11.2013 10 km na Termy. Odpoczynek w wodzie. Powrót tramwajem, bo wieczorem 6 km z siostrą. Biega się miło. Chociaż wieczorem zdecydowanie lepiej.

20.11.2013 15 km wieczorem. Już zaczynam odliczanie dni do końca. I w głowie non stop kalkulacje - ile km zostało, ile za mną, jak rozłożyć? Wszystko przeliczone w każdym kierunku. Tak, by odwrócić uwagę od bólu. 309 km sumarycznie. Dziesięć dni do końca. 2/3 za mną. A tak, by tę uwagę jeszcze odwrócić - czasem w głowie przeliczam sobie podczas dłuższego biegania/chodzenia różne rzeczy. Dzisiaj mnożenie: 126*352. Szkoda, że zapomniałam co mi wyszło... :D i nie mogłam sprawdzić później czy dobrze przemnożyłam.

21.11.2013 10 km na Termy, pływanie i 10 km powrotu. Boli już. Mięśnie ud głównie. Czuję przemęczenie. Utrzymanie tempa 6:00 jest ciężkie naprawdę. A jeszcze 9 dni... Moment zawahania. Wiadomo, że się nie poddam i nie zrezygnuję, ale myśl: "Po co Ci to?", gdzieś tam się kołacze.

22.11.2013 7 km o 6 rano. Biegam, bo muszę. Taki ból mięśni, że ciężko było utrzymać tempo 6:00. Postanowienie - przerwa ponad 24 h, bo inaczej padnę. A już tak niedaleko - 336 km za mną. Tych 64 nie odpuszczę. Zatem - dłuższa przerwa.

23.11.2013 15 km w tempie 5:29. Biegło się super! Przerwa ponad 24 h była zdecydowanie potrzebna. Nogi lekko czuć, ale nie było problemu z tempem żadnego. Aż się chciało biec :)

24.11.2013 5 km do przyjaciółki. Przerwa. 11 km do domu. Z padającym deszczem, śniegiem [który padał chwilkę, ale akurat jak biegłam], deszczem raz jeszcze, wiatrem i wszelkimi atrakcjami pogodowymi. Ale biegło się dobrze. Zmęczenia chwilowo nie ma. Za to pierwszy śnieg na twarzy był miłym uczuciem :) (ok - brzmi nienormalnie, ale naprawdę tak pomyślałam - jak to miło będzie się biegało, gdy śnieżek będzie już leżał, odbijał światło, skrzył się i mienił podczas wieczornych przebieżek).


25.11.2013 18 km. W tym 5 km z NR na Cytadeli. Bardzo dobrze się biegło. Tempo 5:25. W głowie tylko jedno - oby zostało jak najmniej. Może jutro się uda osiągnąć cel i potem już tylko realizować ten drugi? Czy jutro 400 pęknie???? Mantra odliczająca dni w głowie. Jeszcze tylko 5!

26.11.2013 14 km do końca wyzwania. Z założeniem pokonania ich dziś wybiegam. I tylko w głowie jedna myśl odliczająca km. Odejmuję, dodaję, myślę o nich. Całą drogę. Trasa przez Rusałkę. Na 7 km kryzys - jednak nogi z wczoraj czuję. Bolą.... I to mocno. Za krótka przerwa. I myśl: "Mam jeszcze 4 dni. Skończę na 7 km, jutro dobiegam resztę". Ale nie - nie mogę się poddać. Ten bieg to prawdziwa walka. Naprawdę, ale to naprawdę boli - ale nie urazowo. Zmęczenie maksymalne. Ale na 14 km myśli krzyczą - Udało się!!!! W sumie 15 km. Tempem 5:58 - bardzo mocno wypracowanym w głowie, bo nogi krzyczały: Zwolnij!. Już tylko 4 dni do końca! Jedynie teraz utrzymać tempo :)


27.11.2013 7:00 w trasę. 7 km. Chyba jakoś nogi odpoczęły, bo tempo 5:13. Jak na skrzydłach po wykonanym zadaniu :) Do tego miła pogoda - mróz, ale świeci słońce - powietrze orzeźwiające. Dobry początek dnia!


28.11.2013 5 km po południu. Chciałam 7, ale prawe kolano boli, rwie, ciągnie i krzyczy [przyp. zerwane wiązadła, uszkodzona łękotka, śruby w kolanie], więc nie ma co przesadzać. Ważne, by utrzymać tempo. Jeszcze 2 dni do zakończenia :) Kolano potraktowane tak, by ucichło.

29.11.2013 7 rano. Z zaskoczenia w sumie, bo obudziłam się przed budzikiem, zdziwiłam i przez chwilę zastanawiałam co ja to miałam zrobić? Ach tak - biegać! 7 km tempem 5:06. Chciałam 5:00, ale jakoś wszelkiego rodzaju przejścia dla pieszych i światła po drodze trochę plan mi zepsuły. Kolano zamilkło - chyba wczorajsza terapia mu pomogła. Dzień przedostatni. Jutro koniec. Co ja ze sobą w niedzielę zrobię??? W planach ma to być pierwszy od 31 dni [przyp. 31.10 - urodzinowe 29 km] niebiegowy. Jestem ciekawa jak mi się to uda.


30.11.2013 Z Biegiem Natury. Nie chce mi się biegać. Ok - może i biegać się chce, ale ścigać zupełnie nie. Czuję ogólne zmęczenie, ale, co dziwne, nie znużenie. Powinnam być już bardzo znudzona codziennym bieganiem. Sam bieg w miarę ok - dużo błota, ale ja w końcu błotko lubię ;p Tak się zastanawiam czy dobiegać do okrągłego wyniku - ale nieeee. 427km 905m wygląda naprawdę ładnie. Tak zostanie! KONIEC :) i meeega zadowolenie - jak na zdjęciu obok!




PODSUMOWANIE: To, że mam czasem dziwne pomysły już wiadomo od dawna. Lubię stawiać sobie cele i je realizować. Lubię sprawdzać siebie i swoje możliwości. Szukać granicy, której nie uda mi się już pokonać. Te 400 km było naprawdę niezłym wyzwaniem. Chociaż myślałam, że będzie gorzej. Miałam momenty zawahania, momenty zwątpienia, momenty bólu, zmęczenia i zmuszania się do biegu, ale było ich stosunkowo niedużo w porównaniu do tego, jak sobie to wyobrażałam. Myślałam, że będzie to prawdziwa walka. Była, ale zdecydowanie lżejsza. Nielekka, ale lżejsza od wyobrażeń. Wiele myśli w trakcie tych biegów kotłowało mi się w głowie. Zastanawiałam się jak to opiszę na sam koniec. Ale po dniu przerwy od biegania (pierwszy dzień za mną! - przeżyłam, chociaż te 31 dni uzależniło i dziwnie się troszkę czułam) nie umiem już odtworzyć części z nich. Nic mnie nie boli, kolana może lekko sztywne, ale nie myślę sobie: DOŚĆ! Już nie biegam. Doświadczenie bardzo ciekawe. Na pewno testujące wolę/charakter/czy jak to nie nazwać. Napisałabym - "Pierwszy i ostatni raz!", ale boję się, że bym skłamała.  Zaliczone. Przetestowałam się. Czas na zasłużony odpoczynek! Zamykam sezon zadowolona :) Może nie w 100%, bo wówczas osiadłabym na laurach, ale tak na 95% plany wykonane! :)  Z niepokojem patrzę na przyszły rok, bo ciężko powiedzieć co mi jeszcze do głowy wpadnie... :D

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz