czwartek, 27 lutego 2014

Ściemniając.

NOCNA ŚCIEMA, czyli jak zrobić półmaraton poniżej godziny :)


Wspominając różne biegi, w których brałam udział, a nie było ich niesamowicie dużo, myśli moje często wracają do tego biegu. Nocna Ściema, bo o nim mowa, jest dosyć specyficzną imprezą. Cytując organizatorów: 

"Bieg odbywa się w nocy, gdy podczas biegu czas letni ustępuje czasowi zimowemu. Ten zabieg daje niepowtarzalną okazję do osiągnięcia nieprawdopodobnych rezultatów, co byłoby niemożliwe w jakimkolwiek innym momencie. Ponieważ w trakcie biegu zmieniamy czas na zegarkach - otrzymujemy tym samym całą godzinę bonifikaty podczas naszego biegu. Start do Nocnej Ściemy następuje punktualnie o godzinie 2 w nocy. Godzinę później cofamy wskazówki zegarków ponownie na drugą. W przypadku półmaratonu okazuje się, że możemy być na mecie tuż po drugiej, maraton z kolei może zostać ukończony jeszcze przed czwartą. Tym samym wynik lepszy od rekordu świata jest jak najbardziej realny.

Z racji tego, że uwielbiam dziwactwa i urozmaicenia biegowe to to wydarzenie wpasowało się w mój terminarz idealnie :) Nie rozwodząc się już zbytnio nad ideą samego biegu, czy technicznymi informacjami, które można znaleźć na stronie, przejdę do wspominek ;)

26.10.2013 sobota Poranek nastał - 7 rano, czas wstać. Pomimo imprezy z Night Runners dzień wcześniej (alkohol się lał ;) ale w moim przypadku zdecydowanie rozsądnie - symbolicznie, bo w głowie bieg i nastawienie na zrobienie życiówki) plan przebieżki na Parkrunie jest, by się przed nocą troszkę rozbiegać, rozbudzić, rozruszać. Trochę biegaczy na Cytadeli było, ale pomimo tego, że pobiegłam tak sobie na mecie wylądowałam jako 2 istota żeńska. Nóżki zatem odpowiednio przygotowane. Powrót do domu z założeniem dospania jeszcze przed wyjazdem. Plan udało się zrealizować - niesamowite - wszystko idzie do tej pory tak jak być powinno :) Następne na liście - odbiór Mończy z Dworca i chodu do Koszalina. Akurat chwilę wcześniej przy Dworcu Głównym otwarta została galeria handlowa - tak sobie pomyślałam: "A pojadę wcześniej, zerknę sobie jak to wygląda." Taaaa - świetny pomysł ;) Weszłam, po 5 minutach się przeraziłam tłumami, przypomniałam sobie, że ja wcale przecież nie lubię galerii handlowych - ba! nie cierpię ich!, więc uciekłam do najbliższego ciekawego sklepu tuż przy wejściu na dworzec. Okazał się nim być Bijou Brigitte - najgorzej! Skończyło się zakupem nowych kolczyków - takie wtrącenie - uwielbiam kolczyki :D Z nowym zakupem udało mi się w końcu dotrzeć w odpowiednie miejsce, zgarnąć Mończę i wylądować w miejscu z kawą (nie będę reklamować ;)), gdzie miły młody pan sprzedał M rastafariański napój - cokolwiek miało to znaczyć :) Kolejny punkt odhaczony. Chyba coś za łatwo to wszystko idzie. Nie, żeby plan był niesamowicie skomplikowany, ale zazwyczaj złośliwość jakiś sił nieczystych komplikuje nawet najprostsze czynności. Dygresja od dygresji. Wracając do tematu ;) 

Wbiłyśmy się do pociągu, pstryknęłyśmy słit focię i poszłyśmy spać, by po paru godzinach obudzić się już przed Koszalinem. Na miejscu telefon do kolegi, który z narzeczoną już wcześniej dotarł na miejsce - gdzie mamy się kierować i skąd nas zgarnie :) Pogoda super pomimo wieczorowej, październikowej pory. 

Spacerkiem kierujemy się zatem do biura zawodów, gdzie czeka mnie miła niespodzianka. Pan siedzący tam mnie zagaduje: "Ej - biegłaś maraton w Poznaniu z takimi zielonymi pasmami we włosach?". Ale miło! Zostałam rozpoznana :D Pakiet odebrany - bardzo fajny - buff i torba zakupowa nocnej ściemy to do chwili obecnej najczęściej chyba, ze wszystkich pakietowych gadżetów, używane przeze mnie rzeczy :) Chwila oczekiwania na Tomka i Agatę, przejazd przez stację benzynową celem zakupienia kawy i napojów wyskokowych na "po biegu" i wycieczka do Unieścia, gdzie jest nocleg. I powoli włącza się podniecenie :D Jak zwykle w planie - poza życiówką - lans. Strój przygotowany odpowiedni :) Minuty tykają, moment startu się zbliża, podniecenie rośnie :D Będę biegać w środku nocy! Ale fajnie :D 

27.10.2013 niedziela 2:00 START Jak minuty nam minęły ruszyliśmy, by pojawić się na starcie. Tuż przed spotykam Olgierda - który - o zgrozo!!! - biegnie maraton! Odważny!!! 8 kółek latania po Koszalinie... Chwilka rozmowy - "Na życiówkę to raczej nie biegniesz, bo trasa tu mocno pofałdowana - dużo podbiegów". "Nooo, zobaczymy." Nigdy się przed startem nie przyznaję na co biegam, więc i tym razem nie powiedziałam na głos, że innej opcji niż życiówka to nie ma ;) Szybka rozgrzewka, trochę pozowania do zdjęć i chodu na linię startu. Po drodze podsłuchiwałam rozmowy ludzi - na co biegną, do kogo mogę się podczepić. Zagadałam nawet do grupki wojskowych (Team Moro) czy nie chcieliby mnie poprowadzić na coś około poniżej 1h 40 min. Uśmiechnęli się i spytali czy dam radę - może nie wyglądałam zbyt poważnie jak na taki czas :P Cóż - sama muszę zatem sobie radzić! 

Już ostatnie sekundy oczekiwania na start i ruszam. muzyczka gra, mega ciepła i ładna noc - lecę. Wybieg ze stadionu na ulice Koszalina i w okolicach 2 km dołącza się do mnie jakiś człowiek w przebraniu - peruka, okulary, brak numerka. Hmmm. Ciekawe. Czyżby to był Adam W??? tutaj muszę wtrącić - jakiś czas wcześniej rozmawialiśmy o tym, że fajnie by było, gdyby mnie poprowadził na jakąś życióweczkę tak jak on to potrafi - czyli w jakiś pojechany sposób ;) Myślałam wtedy o 5 km. Ale półmaratonem też nie pogardzę :P Słyszę, że pan mnie zagaduje - "Na ile biegniesz? Mogę się dołączyć?". I nawiązuje gadkę - "Skąd jesteś? Z kim przyjechałaś? Jak masz na imię?". Już wiem, że to Adam :) No i za chwilkę mam potwierdzenie - "Adam jestem.". "Wiedziałam od początku :D". I teraz już wiem - to będzie dobry bieg :) 4 kółeczka, 21 km obcowania z humorem AW - idealnie :D Biegło się bardzo dobrze. Pomimo górek (Total Ascent 678 m, Total Descent 686 m). Te 4 kółeczka pozwoliły mi na odpowiednie rozłożenie sił. Podczas pierwszego poznałam trasę i dzięki temu na następnych wiedziałam, gdzie będzie ciężej, a gdzie mam odpocząć :) Ostatnie kółko już mocno czułam. Ostatnie 3 km mnie wymęczyły. Obiecanki Adama, że jeśli złamię 1h 35 min odda mi okulary nie pomogły niestety :P Aczkolwiek ostatnie 400 m - czyli kółko na stadionie - było fantastyczne. A czemu? Bo usłyszałam komentatora: "Mamy pierwszą kobietę na mecie!". Czyżbym była druga??? Nieee... A jeśli?? Lecę!!! 

I.... jestem druga!!!! Ok - mała impreza, zbytnich tłumów nie było, ale pudło na półmaratonie - fantastyczne uczucie!!! Czas na mecie 0:36:00 (przestawienie czasu to fajny myk :P) - ok prawidłowa nowa życiówka 1h 36 min :) Na mecie zdjęcia, rozmowa  z radiem Eska, z panami wojskowymi, czekanie na Tomka i Mończę (złamała 2h!!! więc plan też wykonany), ciepła zupka i powrót do Unieścia, by nie pójść spać - dekoracja o 7 rano.... 


Nie poszłyśmy z Mończą spać. Tomek i Agata stwierdzili, że na dekorację nie jadą i zaszyli się w pieleszach. A my z Mończą o 6 w samochód, by po drodze zahaczyć jeszcze sklep po kawę i śniadanie. I przed 7 oczekiwanie na sali na rozdanie "pucharów" :) Podium zaliczyłam dwa razy - drugie miejsce w Open kobiet i pierwsze miejsce w kategorii wiekowej. Tuż po obie byłyśmy wykończone już zupełnie, ale poczekałyśmy jeszcze na losowanie nagród - do wylosowania Garmin!!! Jeden dla kobiet i jeden dla mężczyzn. Co wyciągniętą karteczkę obie podskakiwałyśmy, ale niestety żadnej z nas to szczęście nie spotkało :( Trudno. Powrót do Poznania pamiętam jak przez mgłę - nieprzytomna byłam zupełnie. Ale jaka szczęśliwa!!! Impreza udana. Bardzo fajny bieg. W tym roku szykuje się kolejna edycja - ja już się nie zdecyduję - nie chcę biegać tych samych zawodów, gdy dookoła taki wybór - ale jakby co POLECAM! :) 

1 komentarz :